Eurotrip 2016 - Dzień 16. Niespotykana pamiątka z San Marino i noc na plaży w Italii - draVska
Eurotrip 2016 - Dzień 16. Niespotykana pamiątka z San Marino i noc na plaży w Italii

Eurotrip 2016 - Dzień 16. Niespotykana pamiątka z San Marino i noc na plaży w Italii

Brak komentarzy
Kolejny dzień Euro tripu stoi już powoli pod znakiem powrotu.
Postanowiliśmy odwiedzić kolejne malutkie państwo - San Marino, które ma bardzo ciekawą historię powstania, związane ze szczytem Monte Titano w jego sercu. Co ciekawe państwo to istnieje od 301 roku i jest najstarszą republiką na świecie!
San Marino jest państwem leżącym w państwie - zupełnie jak Watykan, który również graniczy jedynie z Włochami
Z Wikipedii:
'San Marino uważa się za najstarszą istniejącą republikę świata, utworzoną w 301 roku przez chrześcijańskiego budowniczego, kamieniarza (inni podają, że był kowalem) zwanego świętym Marinusem. Gdy uciekał przed prześladowcą chrześcijan, cesarzem rzymskim Dioklecjanem, ukrył się na szczycie Monte Titano (najwyższe z siedmiu wzgórz San Marino) i tam założył małą wspólnotę chrześcijańską. Właścicielka ziemi, Rimini, zapisała ją w testamencie wspólnocie chrześcijańskiej. Na pamiątkę kamieniarza ziemię nazwano „Ziemią San Marino”, by w końcu zmienić ją na „Republika San Marino”. '
Panorama San Marino - na horyzoncie Morze Adriatyckie i Rimini w Italii
     Od rana mieliśmy problemy z oponą (standard od początku naszej wyprawy). Trzeba było znaleźć kogoś z kompresorem, udało się jeszcze w Rzymie. Powietrze schodziło już tak mocno, że zanim dojechaliśmy do San Marino, dopompowaliśmy oponę 2 razy.
     Na stacji benzynowej w San Marino, gdzie również pytaliśmy o kompresor, poznaliśmy Massimo, rodowitego mieszkanca San Marino, mówiącego bardzo ładnie po polsku! Coś się motał i kręcił, w końcu przyznał się, że podrywa Polki na imprezach, stąd taki dobry język... ;) Pomógł nam i zadzwonił do kolegi, właściciela zakładu wulkanizacyjnego, który zgodził się nam pomóc.
     Po drodze do warsztatu trochę pobłądziliśmy ( w mikroskopijnym San Marino - tylko my takie asy ), a słowo 'zakręt' po włosku to 'kurwa', więc jak nam tłumaczono jak dojechać do warsztatu, padło tyle wurgaryzmów, że szok!  😂🙈🙊🙉
Właściciel zakładu i kolega Massimo, już nietstey nie mówił po Polsku,  a Angielskiego też nie znał ani trochę, więc rozmawialiśmy na migi i przez Google Translator. Ale było wesoło!  Kolejna przygoda dopisana do kolekcji, a z San Marino wyjechaliśmy ze wspaniałą pamiątką - nowiuteńką oponą do naszej GSki :)
Zanim jednak pojechaliśmy na poszukiwanie idealnej plaży do noclegu w okolicach Rimini, poszwendaliśmy się po stolicy San Marino - San Marino ;) Podjazd jest dość kręty i stromy, ale gdy już dotrze się na górę, widoki bezcenne!
Spodobali mi się policjanci, pierwszy raz widziałam ich w żółtych mundurach. Kierowali ruchem na ulicy tak, by piesi wychodzący z tunelu mieli możliwość przejścia.
Z San Marino pojechaliśmy do Rimini, jednego z najbardziej znanych kurortów nad morzem Adriatyckim. Pyszne smażone owoce morza i rybka na kolację w lokalnej smażalni i gdy wracamy do motocykla, stoją obok nas motory policyjne. Panowie policjanci wrócili i zaciekawili się skąd i dokąd jedziemy, a gdy usłyszeli że my z Polski ale z UK - niezłe zdziwko ich złapało ;)
Zamiast frytek pyszne owoce morza
Polizia Municipale ;)
No i teraz najlepsze. W tym dniu mieliśmy na prawdę dużo do czynienia z policją... ;) Chcieliśmy z Rimini dostać się do Lido di Dante - obczailiśmy tam niezły kawałek plaży przy zielonym placku na mapie (Parco Regionale del Delta del Po), znaczy nada się do spania na dziko na plaży... Do tego od zawsze byłam psychofanką Dantego, więc nie odpuszczę okazji, żeby odwiedzić taką miejscowość!
Po drodze w jednej z miejscowości całe miasto i deptak były zamknięte ze względu na festyn. Musielibyśmy cofać się i objeżdżać całość nadrabiając przy tym sporo kilometrów. Szukaliśmy jakiejś możliwości przedostania się i w jednej z uliczek, które odchodziły od głównego deptaka, natrafiliśmy na radiowóz. Zanim zdążyliśmy zawrócić, wysiadł starszy policjant i podbił do nas, co my tu robimy, gdzie jedziemy i tak dalej... Złapałam za mapę i mu pokazuję Lido di Dante, że my tam, że przejechać chcemy. A ten źle mnie zrozumiał i uznał, ze jedziemy do hotelu kilka ulic dalej. Pyta czy w tym hotelu mamy nocleg już zabukowany. I zanim zdążyłam powiedzieć cokolwiek wtrącił się Marek, przytakując, że tak, jak najbardziej, my do hotelu. Policjant długo nie myśląc powiedział, że mamy jechać wolno i za nimi i nigdzie nie zakręcać. Wsiadł do auta i... eskortowali nas przez całe zamknięte miasto :)Na szczęście zatrzymali się przed dojazdem do wspomnianego hotelu i uniknęliśmy tłumaczenia się, że my jednak tam nie mamy nic zabukowane... ;)

Było już późno, my zmęczeni, droga to jakieś 50 km. Zrobiło się chłodno, trzeba się ubrać. Zatrzymaliśmy się na zamkniętej stacji benzynowej. A tam nagle okazuje się, że to siedlisko tirówek!  No nic, twardo się ubieramy, schodzi nam kilka minut. Aż tu nagle zza zakrętu wpada auto alfonsa. Facet staje, słucha relacji babek, przygląda się, czeka aż odjedziemy. No ładnie... Szybko zawijamy stamtąd, już ubrani w stroje motocyklowe. Po drodze mijamy na poboczach pełno dziewczyn. I facetów też... Jeden nawet wyglądał jak niezła laska z tyłu. Miał siateczkę i stringi tylko - współczuję, zamarzłabym! 

Dojeżdżamy do Lido di Dante. Ciemno, jak nie powiem gdzie... Szukamy miejscówki, gdzie można spać na plaży. Jesteśmy już nieźle zmęczeni, chcemy tylko położyć się i zasnąć, ale twardo trzymamy się planu, że dzisiaj śpimy na dziko na plaży. W końcu się udaje. Cicho, przytulnie, mięciutki piasek. W międzyczasie tylko dwóch uchodźców z tobołkami przechodzi plażą w stronę pobliskich zarośli. Rozkładamy nasz materac, nawet go nie pompujemy. Wznosimy toast lokalnym winem pitym z plastikowych kubeczków i idziemy spać z kaskami pod pachą. Co to był za dzień! :)
Toast za udany dzień
Padliśmy jak kawki
Rano budzimy się na zachód słońca i... nie wierzę!   Plaża wcale nie jest już taka fajna jak się wydawała, dookoła też jakoś syfiato. Ale najlepsze - COŚ faktycznie świeciło na morzu, ale oboje byliśmy przekonani, że to statki... A tu taka niespodzianka  Platformy wiertnicze! Później przegooglowałam trochę i doszukałam się informacji, ze była niezła walka o to, że psują panoramę i krajobraz, a przez nie miejscowości turystyczne tracą... I szczerze mówiąc - wcale nie dziwię się władzom miast - przecież to jest okropne! Na sam widok odechciewa się wejść do wody, nie mówiąc już o plażowaniu...
Cudowny wschód słońca, ale te platformy... ;/
Morze Adriatyckie. Morze leżaków i parasoli. A na morzu - PLATFORMY. Fuj!
Co za poranek  Romantyczny wschód słońca... we dwoje wszystko wygląda lepiej, nawet platformy! :) Szybka poranna toaleta i czas w drogę, jedziemy do Wenecji, tam czeka na nas porządny hotel i zachód słońca nad Placem Świętego Marka.


Prześlij komentarz

Dzięki, że zostawiasz po sobie ślad - to zawsze motywuje :)